BILLMURRAY
Wymarzyć sobie, że jedną z głównych ról zagra Bill Murray, a doścignąć aktora i namówić go na występ, to dwie różne sprawy. Jak wiadomo, Murray to artysta wszechstronny, pamiętny z przebojowych „Pogromców duchów”, „Dnia świstaka” i „Między słowami”. Nie przypomina większości hollywoodzkich gwiazd. Melfi opowiadał: – Bill nie ma biura ani agenta. Ma tylko numer telefonu, gdzie można zostawiać wiadomości, bez żadnej gwarancji, że je odsłucha. Zdeterminowany Melfi nie ustawał jednak w wysiłkach i wreszcie, po sześciu miesiącach, jego cierpliwość została nagrodzona. Spotkał się z aktorem i przegadali na temat planowanego filmu osiem godzin. Murraya tekst scenariusza mocno zainteresował: – To było naprawdę coś innego – mówił. – Opowieść miała odmienny rytm niż większość scenariuszy i było w niej wiele prawdziwych emocji. Styl pisania Teda sprawił, że historia ta unika przesadnego sentymentalizmu. I to właśnie bardzo mi się podoba. Po prostu czujesz, że nie jesteś oszukiwany. Fabuła rozwija się naturalnie, a my płyniemy wraz z nią. 
Melfi uważał, że praca z Murrayem będzie niezwykłym doświadczeniem i się nie pomylił: – Nauczyłem się od Billa mnóstwo nie tylko o pisaniu i o reżyserii, ale i o życiu. Mówił mi wiele razy: nie pozwól, by zapanował nad tobą stres, bo stres jest zabójczy dla sztuki i komedii. Nie pozwól, by dana scena zamieniła się w coś, czym nie jest. Nie daj się zwieść czemuś, co ci się wydaje strasznie zabawne. Zaufaj materiałowi i temu, co napisałeś. Zdarzało się, że chciał coś przedyskutować, dokonać zmian – wówczas mówił o tym wyraźnie. Ale poza tym był zdania, że należy pozwolić pracy biec swoim trybem, a nie dokonywać ciągłych korekt, bo to nie wychodzi filmowi na dobre. Naprawdę dostałem od Billa cenną lekcję. A poza tym, moim zdaniem jest to po prostu najbardziej cool gość na ziemi. 

OBSADA 
Melfi zdawał sobie sprawę, że kluczem do sukcesu jest nie tylko pozyskanie Murraya, ale i zapewnienie mu doskonałego dziecięcego partnera. Było to tym bardziej istotne, że dużą część historii oglądamy z punktu widzenia małoletniego Olivera: – Jasne było, że potrzebowaliśmy kogoś, kto jest po pierwsze dzieckiem, a dopiero po drugie aktorem. Można sprawić, że większość ludzi dobrze coś zagra – zwłaszcza odnosi się to do dzieci, bardzo otwartych i naturalnych. Ale z drugiej strony należy pamiętać, że aktor, nawet młody, pełen jest profesjonalnych nawyków i sztuczek, tak więc nie zagra dobrze dziecka. W ciągu sześciu miesięcy przesłuchano aż 1500 kandydatów. Szukano kogoś, kogo nie onieśmielą i zbytnio nie oczarują gwiazdy i kto będzie równie naturalny w scenach z Murrayem, Watts i McCarthy. Rola Olivera to ukryty motor filmu, dlatego była tak ważna. Tak mówił o tym reżyser: – To prawda, że głównym bohaterem jest Vincent, lecz postać Olivera jest tak bardzo istotna także dlatego, iż stanowi spoiwo naszej historii. Wiąże pozostałych bohaterów, niejako ich kontroluje. To zadanie trudne dla doświadczonego aktora, a co dopiero dla dzieciaka. Filmowcy uznali, że pochodzący z Filadelfii debiutant Jaeden Lieberher (wystąpił w kilku reklamówkach, na premierę czeka teraz kolejny film z jego udziałem, „Playing It Cool”) jest wręcz fenomenalny.
Główne role kobiece obsadzono wbrew stereotypom. Znana z ról komediowych McCarthy („Druhny”, „Złodziej tożsamości”), zagrała postać całkowicie serio, natomiast Naomi Watts („Mulholland Drive”) w roli „pani, która pracuje nocą” – według określenia Olivera – mogła wreszcie błysnąć talentem komediowym. – To tak jakby przypadkiem zamieniono im role – śmiał się Murray. – Melissa jest poważna jak nigdy, a Naomi to tym razem klown. Był to jednak świadomy wybór twórców. Słynny producent Harvey Weinstein przekonał reżysera, że Watts, kojarzona głównie z rolami dramatycznymi, jako Daka sprawdzi się znakomicie.

REALIZACJA
Jakość scenariusza, ale i doświadczenia Melfiego, który ma na koncie wiele reklamówek i krótkich metraży, spowodowały, że ekipa mu zaufała. Producent – weteran G. Mac Brown („Zapach kobiety”, „Infiltracja”, „Gloria” Sidneya Lumeta), który pracował w Nowym Jorku wiele razy, przystąpił do nowego zadania bez wahań. Tak mówił o stylu pracy reżysera: – Ted przypominał mi wielkiego Sidneya Lumeta, twórcę „Serpico”. Film miał już od dawna nakręcony w głowie. Zawczasu rozrysował storyboardy, miał zaplanowany każdy kadr, każdy ruch kamery. Gdy znaleźliśmy lokacje, bez trudu zaadaptował je do swej wizji i zmienił je tak, by uzyskać pożądany efekt. Doskonale panuje nad czasem pracy i w tym też przypomina Sidneya, który zwykle kręcił filmy w bardzo zbliżonym czasie – 33–34 dni. Ted postąpił dokładnie tak samo. Zdjęcia nakręcono w lipcu i na początku sierpnia 2013 roku w Nowym Jorku. Trwały 35 dni.

Po premierze na MFF w Toronto (trzecie miejsce w plebiscycie publiczności) film zbierał bardzo dobre recenzje. Powszechnie uznano, że Murray po raz kolejny wspiął się na wyżyny swego talentu.