PRODUKCJA 

Nieśmiały Albert szuka miłości, a Królikowski łączy dwie role

Główną postacią w filmie jest producent filmowy Albert, grany przez Bartka Kasprzykowskiego. Jego nieśmiałość przejawia się przede wszystkim w stosunku do kobiet; Albert ma bowiem trudności w wyrażaniu uczuć. – Łatwo go zaskoczyć, łatwo zbić z tropu, łatwo wprawić w zakłopotanie albo wręcz przerażenie – tak charakteryzował aktor swą postać. Na pytanie, która scena jest według niego najśmieszniejsza, odpowiedział: – Jest ich sporo i są to sceny śmieszne na różny sposób. Czasami ich śmieszność wynika z sytuacji, czasem z samej intrygi, która się strasznie komplikuje, rozkręca, zakręca, supła i rozplątuje non stop. Czasami jest to żart językowy, czasem coś, co nam wychodzi niejako przy pracy. Kasprzykowski polubił granie w komediach, choć przyznaje, że to wcale niełatwy chleb. – Granie w komedii może być zabawne momentami, gdy czytając, bawimy się tym – mówił. – Natomiast, gdy trzeba stanąć przed kamerą, to liczy się już tylko precyzja rytmu wypowiadanych słów, kontekst, kontakt z partnerem, dialog. Wszystko to musi być dopięte do granic, żeby dokładnie trafić w to, co zostało zapisane. 
Albert, obawiając się spotkania twarzą w twarz z poznaną w internecie kobietą, stara się o kogoś, kto zastąpi go podczas randki w realu. Wynajmuje więc aktora. Ale to nie jedyne zadanie, które reżyser postawił przed wcielającym się w tę rolę Rafałem Królikowskim. – Po pierwsze, gram biednego polskiego aktora, który zostaje zaangażowany przez producenta, granego przez Bartka Kasprzykowskiego, do dziwnego zadania – wyjaśniał Królikowski. – A druga rola to rosyjski ochroniarz, zapewne z jakąś KGB-owską przeszłością, który chce tutaj w Polsce ubić pewien nieuczciwy interes. Jak podkreślał aktor, jest to jednak głównie film o miłości – o trudnej miłości inteligentów: – To oni są głównymi bohaterami. Nie mają odwagi powiedzieć wprost o tym, że chcą kochać i mogą kochać. Królikowski doskonale czuje się w komediach, czego dowodził już wielokrotnie. Dlatego ucieszyła go propozycja Kryńskiego. – Pierwsze skojarzenie, które miałem, to angielskie komedie, czyli te, które lubię najbardziej – mówił o swych wrażeniach po lekturze scenariusza. – Bardzo dobrze grane, nie przesadzone, ale strasznie śmieszne. To jest bardzo trudne, by coś takiego uzyskać, wymaga wielkiej pracy na planie. 

Pani prawnik w desperacji

– Barbara jest samotną, średnio atrakcyjną, około 40-letnią prawniczką, która desperacko szuka swojej drugiej połówki – opisywała Sonia Bohosiewicz postać, w którą wciela się w filmie. – Gdy jednak na portalu internetowym poznaje mężczyznę, który wydaje się spełniać jej wymagania i z którym fantastycznie się dogaduje, myśl o spotkaniu w realu ją paraliżuje. To prowadzi do dziwnej i zaskakującej decyzji. Otóż Barbara wysyła mu zdjęcie jednej ze swoich klientek. I tu zaczyna się cała masa nieporozumień, która jak kula śniegowa zagarnia następne postaci, kolejne sytuacje, i która prowadzi do coraz szybszego rozwoju wydarzeń. Ale, ponieważ jest to komedia, możemy liczyć na happy end. I tylko tyle mogę zdradzić, jeśli chodzi o fabułę. Dla Bohosiewicz komediowe emploi to nic nowego. Niejednokrotnie miała okazję wykazać się talentem w tej dziedzinie; znana jest z tego, że potrafi być zabawna i autoironiczna. – Komedia jest trudnym gatunkiem – zaznaczała jednak. – Myślę, że jednym z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszym. Wielki aktor komediowy zawsze dobrze zagra w dramacie, co w drugą stronę wcale nie musi się sprawdzić. Komedia wymaga od aktora więcej niż dramat. Ona wymaga bardzo dużej punktualności, trafności, zdolności, a przy tym wszystkim lekkości. Tylko wówczas puenta może śmieszyć. Czy osoby takie jak Albert i Barbara mogłyby rzeczywiście spotkać się w sieci? – Znam wielu ludzi, którzy poznali się w internecie – mówiła aktorka. – Dziś internet jest najtańszą wersją klubu, do którego można pójść. Masz drinka ze swojego barku, nie musisz się malować ani specjalnie ubierać. A najlepsze jest to, że nie trzeba brać taksówki tam i z powrotem.

Oszust i kobieta w jednym

Znany m.in. z „Randki w ciemno”, „Jak się pozbyć cellulitu” i „Lejdis”, a także z wielu programów satyrycznych Rafał Rutkowski, aktor teatru Montownia (którego był także współzałożycielem), wystąpił, podobnie jak Królikowski, w podwójnej roli: oszusta zza wschodniej granicy i... kobiety. Tak opowiadał o swojej postaci: – Sasza to ciemny charakter, złodziej, któremu wydaje się, że zrobi przekręt życia i zdobędzie 12 milionów euro, za które będzie długo i wesoło żył gdzieś na Majorce, ze swoją dziewczyną. Desperat, niezbyt inteligentny, ale starający się za wszelką cenę zdobyć to, na czym mu zależy. Jego desperacja sięgnie zenitu, gdy uwierzy, że jedynym wyjściem jest przebrać się za kobietę. Działa jak szaleniec, ale mam nadzieję, że w efekcie będzie to dosyć komiczne. W swojej dotychczasowej karierze Rutkowskiemu zdarzało się już grać kobiety. W spektaklu „O mój tato biedny tato mama powiesiła cię w szafie na śmierć a mnie się serce kraje na ćwierć”, jednoaktówce amerykańskiego dramatopisarza Arthura Lee Kopita, w wykonaniu Teatru Montownia (reż. Adam Krawczuk, premiera 13 stycznia 2000 na małej scenie Teatru Studio w Warszawie), wcielił się nie w mężczyznę przebranego za kobietę, ale – od początku do końca – w kobietę. Aktor przyznał, że wspomniany występ sprawił mu niemałą radość: – Nie ukrywam, że od tamtej pory polubiłem tego typu transformacje, bo przy moich gabarytach – jestem szczupły, mam wąskie biodra i ramiona – jak się mnie dobrze ucharakteryzuje (poza nosem, oczywiście), to nawet niezła ze mnie laska, jak paru moich kumpli powiedziało. W „Podejrzanych zakochanych” Rutkowski jest nie tylko kobietą, ale kobietą atrakcyjną, modelką na wybiegu. – Wzrostem raczej pasuję – śmiał się – 1,90 m – chyba światowe gwiazdy modelingu mają tyle. Bardzo mi przypadła do gustu ta rola, zwłaszcza że mam ciekawy strój – woal, w którym wyglądam jak w kokonie; potem mam zwiewną sukienkę z gigantyczną kolią, błyszczącą i bardzo drogą. Bywało, że realizacja niektórych scen wywoływała żywe rozbawienie aktorów. – Kręciliśmy taką scenę w windzie – opowiadał Rutkowski – absurdalną kompletnie, bo w tej windzie byliśmy ja, Bartek Kasprzykowski, Sonia Bohosiewicz oraz czterech Japończyków z aparatami. I Rafał Królikowski (na wózku inwalidzkim), który miał być w tej scenie nieprzytomny. Proszę sobie wyobrazić dwa metry na dwa, ciasną windę, z kamerą w środku. I my stoimy. Na dodatek, Bartek Kasprzykowski mówi po japońsku. Kiedy aktor przeczytał scenariusz filmu po raz pierwszy, nasunęło mu się skojarzenie z „Rybką zwaną Wandą” – pamiętną komedią z oscarową rolą Kevina Kline'a (1989). – Tu też mamy komedię omyłek – mówił Rutkowski. – On i ona, poznają się w internecie, nie chcą się zobaczyć na żywo, bo boją się rozczarowania, plus wątek kryminalny, który ja wprowadzam. To ten rodzaj komedii, gdzie nie ma żadnych innych pretensji, poza fajną rozrywką. Widz ma przyjść, usiąść w kinie i dobrze się bawić, czasami ryknąć śmiechem, a czasami się uśmiechnąć. Szybka, wartka akcja, drzwi trzaskają, ludzie chodzą, jedni chcą zdobyć pieniądze, inni chcą zdobyć miłość. „Rybka zwana Wandą” to chyba dobre odniesienie.

Weronika Książkiewicz również w dwóch wcieleniach

Kolejna osoba, która pojawia się w filmie w dwóch rolach, to Weronika Książkiewicz. – Gram dwie postaci – tłumaczyła aktorka – Ludkę i Simone. Są one zupełnie różne, tym bardziej było to dla mnie ciekawe wyzwanie aktorskie. Ludka jest bardzo żywiołowa, otwarta, spontaniczna. Natomiast Simone to osoba elegancka, o wiele bardziej powściągliwa. Aktorka przyznała, że bardzo dobrze odnalazła się w farsowym stylu: – W Sławku (Kryńskim) zakochałam się jako w człowieku i w reżyserze. Od pierwszego dnia zdjęciowego, od pierwszej sceny, bardzo dobrze się rozumieliśmy. Doskonale wiedziałam, o co mu chodzi, mogłam mu w pełni zaufać. Myślę, że jemu też podobały się moje propozycje. Dlatego jestem zadowolona z efektu naszej wspólnej pracy. Już wiem, że ten rodzaj komedii jest jak najbardziej dla mnie. Granie dwóch postaci o różnym temperamencie wymagało niemałego skupienia. – Scenariusz przeczytałam kilka razy – mówiła Książkiewicz. – Mimo to, w momencie wejścia na plan, za każdym razem musiałam się zastanowić: chwileczkę, którą postać teraz gram? To wymagało poukładania sobie tej historii bardzo dokładnie w głowie. Na szczęście najlepiej miał to wszystko poukładane reżyser, więc gdy były jakiekolwiek wątpliwości, Sławek od razu wiedział, jak je wyjaśnić. 

Kiljański i Mlynkova w duecie

Piosenkę promującą film zaśpiewał duet Krzysztof Kiljański i Halina Mlynkova. Kiljański, który nazywany bywa polskim Sinatrą, jest zdobywcą Fryderyków dla najlepszego wokalisty i ma na koncie Superjedynkę za przebój roku. Nie tak dawno na nowo odkrył piosenki Jonasza Kofty (album „Barwy Kofty”, luty 2012). Mlynkova, była wokalistka Brathanków, z którymi odniosła ogromny sukces, wydała swój solowy album „Etnoteka” rok temu. Dwójka wokalistów spotkała się w studiu nagraniowym po raz pierwszy właśnie przy okazji najnowszej produkcji Kryńskiego. Kompozycję Anity Valo i Marji „Meri” Jamany tekstem opatrzyły Dagmara i Martyna Melosik, a ostateczny kształt całości nadał Bogdan Kondracki, producent wielu przebojów (m.in. „Wierność jest nudna” Natalii Kukulskiej, „Tylko mnie nie strasz” Patrycji Markowskiej, „To nie tak jak myślisz” Edyty Górniak). – Myślę, że to piosenka, która w naturalny sposób może się spodobać – deklarował Kiljański. – Jest niekontrowersyjna. Mam nadzieję, że tych, którzy ją usłyszą, złapie to coś, co każda piosenka powinna mieć – a sądzę, że ta właśnie ma. Mlynkova dodawała: – Zawsze utożsamiam się z tym co śpiewam, każda z moich piosenek głęboko we mnie zapadła. Myślę, że w tym wypadku jest podobnie. Muzyka nie jest dla mnie pracą, muzyka jest dla mnie życiem. Oboje artyści są bardzo zadowoleni ze współpracy. – Halinka jest fantastyczną osobą, daje dużo optymizmu, ciepła, kobiecości, co słychać w tej piosence, w jej emocjach – komplementował Kiljański Mlynkovą, która z kolei mówiła: – Bardzo się cieszę, że śpiewam tę piosenkę z Krzysiem, bo to wspaniały artysta. I podkreślała: – To bardzo ważne, żeby osoby pracujące przy nagraniach miały wzajemny kontakt, żeby był tzw. feeling, który dodaje energii i atmosfery całemu nagraniu.

 

Pobierz  pressbook

Pobierz  fotosy

ZAPRASZAMY
W KINACH OD 25 STYCZNIA 2013

PRODUKCJA

Nieśmiały Albert szuka miłości, a Królikowski łączy dwie role

Główną postacią w filmie jest producent filmowy Albert, grany przez Bartka Kasprzykowskiego. Jego nieśmiałość przejawia się przede wszystkim w stosunku do kobiet; Albert ma bowiem trudności w wyrażaniu uczuć. – Łatwo go zaskoczyć, łatwo zbić z tropu, łatwo wprawić w zakłopotanie albo wręcz przerażenie – tak charakteryzował aktor swą postać. Na pytanie, która scena jest według niego najśmieszniejsza, odpowiedział: – Jest ich sporo i są to sceny śmieszne na różny sposób. Czasami ich śmieszność wynika z sytuacji, czasem z samej intrygi, która się strasznie komplikuje, rozkręca, zakręca, supła i rozplątuje non stop. Czasami jest to żart językowy, czasem coś, co nam wychodzi niejako przy pracy. Kasprzykowski polubił granie w komediach, choć przyznaje, że to wcale niełatwy chleb. – Granie w komedii może być zabawne momentami, gdy czytając, bawimy się tym – mówił. – Natomiast, gdy trzeba stanąć przed kamerą, to liczy się już tylko precyzja rytmu wypowiadanych słów, kontekst, kontakt z partnerem, dialog. Wszystko to musi być dopięte do granic, żeby dokładnie trafić w to, co zostało zapisane. 
Albert, obawiając się spotkania twarzą w twarz z poznaną w internecie kobietą, stara się o kogoś, kto zastąpi go podczas randki w realu. Wynajmuje więc aktora. Ale to nie jedyne zadanie, które reżyser postawił przed wcielającym się w tę rolę Rafałem Królikowskim. – Po pierwsze, gram biednego polskiego aktora, który zostaje zaangażowany przez producenta, granego przez Bartka Kasprzykowskiego, do dziwnego zadania – wyjaśniał Królikowski. – A druga rola to rosyjski ochroniarz, zapewne z jakąś KGB-owską przeszłością, który chce tutaj w Polsce ubić pewien nieuczciwy interes. Jak podkreślał aktor, jest to jednak głównie film o miłości – o trudnej miłości inteligentów: – To oni są głównymi bohaterami. Nie mają odwagi powiedzieć wprost o tym, że chcą kochać i mogą kochać. Królikowski doskonale czuje się w komediach, czego dowodził już wielokrotnie. Dlatego ucieszyła go propozycja Kryńskiego. – Pierwsze skojarzenie, które miałem, to angielskie komedie, czyli te, które lubię najbardziej – mówił o swych wrażeniach po lekturze scenariusza. – Bardzo dobrze grane, nie przesadzone, ale strasznie śmieszne. To jest bardzo trudne, by coś takiego uzyskać, wymaga wielkiej pracy na planie. 

Pani prawnik w desperacji

– Barbara jest samotną, średnio atrakcyjną, około 40-letnią prawniczką, która desperacko szuka swojej drugiej połówki – opisywała Sonia Bohosiewicz postać, w którą wciela się w filmie. – Gdy jednak na portalu internetowym poznaje mężczyznę, który wydaje się spełniać jej wymagania i z którym fantastycznie się dogaduje, myśl o spotkaniu w realu ją paraliżuje. To prowadzi do dziwnej i zaskakującej decyzji. Otóż Barbara wysyła mu zdjęcie jednej ze swoich klientek. I tu zaczyna się cała masa nieporozumień, która jak kula śniegowa zagarnia następne postaci, kolejne sytuacje, i która prowadzi do coraz szybszego rozwoju wydarzeń. Ale, ponieważ jest to komedia, możemy liczyć na happy end. I tylko tyle mogę zdradzić, jeśli chodzi o fabułę. Dla Bohosiewicz komediowe emploi to nic nowego. Niejednokrotnie miała okazję wykazać się talentem w tej dziedzinie; znana jest z tego, że potrafi być zabawna i autoironiczna. – Komedia jest trudnym gatunkiem – zaznaczała jednak. – Myślę, że jednym z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszym. Wielki aktor komediowy zawsze dobrze zagra w dramacie, co w drugą stronę wcale nie musi się sprawdzić. Komedia wymaga od aktora więcej niż dramat. Ona wymaga bardzo dużej punktualności, trafności, zdolności, a przy tym wszystkim lekkości. Tylko wówczas puenta może śmieszyć. Czy osoby takie jak Albert i Barbara mogłyby rzeczywiście spotkać się w sieci? – Znam wielu ludzi, którzy poznali się w internecie – mówiła aktorka. – Dziś internet jest najtańszą wersją klubu, do którego można pójść. Masz drinka ze swojego barku, nie musisz się malować ani specjalnie ubierać. A najlepsze jest to, że nie trzeba brać taksówki tam i z powrotem.

Oszust i kobieta w jednym

Znany m.in. z „Randki w ciemno”, „Jak się pozbyć cellulitu” i „Lejdis”, a także z wielu programów satyrycznych Rafał Rutkowski, aktor teatru Montownia (którego był także współzałożycielem), wystąpił, podobnie jak Królikowski, w podwójnej roli: oszusta zza wschodniej granicy i... kobiety. Tak opowiadał o swojej postaci: – Sasza to ciemny charakter, złodziej, któremu wydaje się, że zrobi przekręt życia i zdobędzie 12 milionów euro, za które będzie długo i wesoło żył gdzieś na Majorce, ze swoją dziewczyną. Desperat, niezbyt inteligentny, ale starający się za wszelką cenę zdobyć to, na czym mu zależy. Jego desperacja sięgnie zenitu, gdy uwierzy, że jedynym wyjściem jest przebrać się za kobietę. Działa jak szaleniec, ale mam nadzieję, że w efekcie będzie to dosyć komiczne. W swojej dotychczasowej karierze Rutkowskiemu zdarzało się już grać kobiety. W spektaklu „O mój tato biedny tato mama powiesiła cię w szafie na śmierć a mnie się serce kraje na ćwierć”, jednoaktówce amerykańskiego dramatopisarza Arthura Lee Kopita, w wykonaniu Teatru Montownia (reż. Adam Krawczuk, premiera 13 stycznia 2000 na małej scenie Teatru Studio w Warszawie), wcielił się nie w mężczyznę przebranego za kobietę, ale – od początku do końca – w kobietę. Aktor przyznał, że wspomniany występ sprawił mu niemałą radość: – Nie ukrywam, że od tamtej pory polubiłem tego typu transformacje, bo przy moich gabarytach – jestem szczupły, mam wąskie biodra i ramiona – jak się mnie dobrze ucharakteryzuje (poza nosem, oczywiście), to nawet niezła ze mnie laska, jak paru moich kumpli powiedziało. W „Podejrzanych zakochanych” Rutkowski jest nie tylko kobietą, ale kobietą atrakcyjną, modelką na wybiegu. – Wzrostem raczej pasuję – śmiał się – 1,90 m – chyba światowe gwiazdy modelingu mają tyle. Bardzo mi przypadła do gustu ta rola, zwłaszcza że mam ciekawy strój – woal, w którym wyglądam jak w kokonie; potem mam zwiewną sukienkę z gigantyczną kolią, błyszczącą i bardzo drogą. Bywało, że realizacja niektórych scen wywoływała żywe rozbawienie aktorów. – Kręciliśmy taką scenę w windzie – opowiadał Rutkowski – absurdalną kompletnie, bo w tej windzie byliśmy ja, Bartek Kasprzykowski, Sonia Bohosiewicz oraz czterech Japończyków z aparatami. I Rafał Królikowski (na wózku inwalidzkim), który miał być w tej scenie nieprzytomny. Proszę sobie wyobrazić dwa metry na dwa, ciasną windę, z kamerą w środku. I my stoimy. Na dodatek, Bartek Kasprzykowski mówi po japońsku. Kiedy aktor przeczytał scenariusz filmu po raz pierwszy, nasunęło mu się skojarzenie z „Rybką zwaną Wandą” – pamiętną komedią z oscarową rolą Kevina Kline'a (1989). – Tu też mamy komedię omyłek – mówił Rutkowski. – On i ona, poznają się w internecie, nie chcą się zobaczyć na żywo, bo boją się rozczarowania, plus wątek kryminalny, który ja wprowadzam. To ten rodzaj komedii, gdzie nie ma żadnych innych pretensji, poza fajną rozrywką. Widz ma przyjść, usiąść w kinie i dobrze się bawić, czasami ryknąć śmiechem, a czasami się uśmiechnąć. Szybka, wartka akcja, drzwi trzaskają, ludzie chodzą, jedni chcą zdobyć pieniądze, inni chcą zdobyć miłość. „Rybka zwana Wandą” to chyba dobre odniesienie.

Weronika Książkiewicz również w dwóch wcieleniach

Kolejna osoba, która pojawia się w filmie w dwóch rolach, to Weronika Książkiewicz. – Gram dwie postaci – tłumaczyła aktorka – Ludkę i Simone. Są one zupełnie różne, tym bardziej było to dla mnie ciekawe wyzwanie aktorskie. Ludka jest bardzo żywiołowa, otwarta, spontaniczna. Natomiast Simone to osoba elegancka, o wiele bardziej powściągliwa. Aktorka przyznała, że bardzo dobrze odnalazła się w farsowym stylu: – W Sławku (Kryńskim) zakochałam się jako w człowieku i w reżyserze. Od pierwszego dnia zdjęciowego, od pierwszej sceny, bardzo dobrze się rozumieliśmy. Doskonale wiedziałam, o co mu chodzi, mogłam mu w pełni zaufać. Myślę, że jemu też podobały się moje propozycje. Dlatego jestem zadowolona z efektu naszej wspólnej pracy. Już wiem, że ten rodzaj komedii jest jak najbardziej dla mnie. Granie dwóch postaci o różnym temperamencie wymagało niemałego skupienia. – Scenariusz przeczytałam kilka razy – mówiła Książkiewicz. – Mimo to, w momencie wejścia na plan, za każdym razem musiałam się zastanowić: chwileczkę, którą postać teraz gram? To wymagało poukładania sobie tej historii bardzo dokładnie w głowie. Na szczęście najlepiej miał to wszystko poukładane reżyser, więc gdy były jakiekolwiek wątpliwości, Sławek od razu wiedział, jak je wyjaśnić. 

Kiljański i Mlynkova w duecie

Piosenkę promującą film zaśpiewał duet Krzysztof Kiljański i Halina Mlynkova. Kiljański, który nazywany bywa polskim Sinatrą, jest zdobywcą Fryderyków dla najlepszego wokalisty i ma na koncie Superjedynkę za przebój roku. Nie tak dawno na nowo odkrył piosenki Jonasza Kofty (album „Barwy Kofty”, luty 2012). Mlynkova, była wokalistka Brathanków, z którymi odniosła ogromny sukces, wydała swój solowy album „Etnoteka” rok temu. Dwójka wokalistów spotkała się w studiu nagraniowym po raz pierwszy właśnie przy okazji najnowszej produkcji Kryńskiego. Kompozycję Anity Valo i Marji „Meri” Jamany tekstem opatrzyły Dagmara i Martyna Melosik, a ostateczny kształt całości nadał Bogdan Kondracki, producent wielu przebojów (m.in. „Wierność jest nudna” Natalii Kukulskiej, „Tylko mnie nie strasz” Patrycji Markowskiej, „To nie tak jak myślisz” Edyty Górniak). – Myślę, że to piosenka, która w naturalny sposób może się spodobać – deklarował Kiljański. – Jest niekontrowersyjna. Mam nadzieję, że tych, którzy ją usłyszą, złapie to coś, co każda piosenka powinna mieć – a sądzę, że ta właśnie ma. Mlynkova dodawała: – Zawsze utożsamiam się z tym co śpiewam, każda z moich piosenek głęboko we mnie zapadła. Myślę, że w tym wypadku jest podobnie. Muzyka nie jest dla mnie pracą, muzyka jest dla mnie życiem. Oboje artyści są bardzo zadowoleni ze współpracy. – Halinka jest fantastyczną osobą, daje dużo optymizmu, ciepła, kobiecości, co słychać w tej piosence, w jej emocjach – komplementował Kiljański Mlynkovą, która z kolei mówiła: – Bardzo się cieszę, że śpiewam tę piosenkę z Krzysiem, bo to wspaniały artysta. I podkreślała: – To bardzo ważne, żeby osoby pracujące przy nagraniach miały wzajemny kontakt, żeby był tzw. feeling, który dodaje energii i atmosfery całemu nagraniu.

 

Pobierz  pressbook

Pobierz  fotosy

ZAPRASZAMY
W KINACH OD 25 STYCZNIA 2013