O FILMIE
Założeniem twórców filmu było stworzenie maksymalnie realistycznego obrazu sportowych zmagań i równie wiarygodnego wizerunku potężnego kryzysu rodzinnego i osobistego. – Niezwykle zaintrygowała mnie idea, iż Billy, pełen gniewu i wściekłości, robi karierę i pieniądze niejako dzięki nim. Z czasem ten gniew zacznie go niszczyć. Według mnie, i z pewnością też Antoine'a, jest to przede wszystkim opowieść o pokonywaniu własnego gniewu. A także o tym, jak to jest być ojcem – twierdził wykonawca głównej roli. Sutter wspominał, że podczas pracy nad scenariuszem, w którą włączyli się Gyllenhaal i Fuqua, koncepcja opowieści stopniowo ewoluowała. – Zrozumiałem, że powinniśmy przyjąć szerszą, bardziej uniwersalną perspektywę, niż tylko punkt widzenia bohatera. Tak więc tekst przekształcił się w rzecz o odkupieniu i osobistych demonach oraz o tym, jaki ma to wpływ na otoczenie bohatera – mówił. Cała trójka zgodziła się też, że należy unikać zgranych, konwencjonalnych chwytów z filmów o boksie.
Jake Gyllenhaal, godząc się na występ, miał bardzo słabe pojęcie o boksie, zaintrygował go jednak pełen dramatyzmu scenariusz. Kończąc pracę na planie, był już fanem tego sportu. Jak twierdził aktor, to reżyser Antoine Fuqua, wielki entuzjasta boksu, sprawił, że całym sercem zaangażował się w realizację filmu. Fuqua, od lat trenujący codziennie, zapewniał, że nie powstanie „jeszcze jeden film o boksie”. Reżyser zresztą już kilka lat temu, podczas spotkania ze zdobywającym właśnie sławę Gyllenhaalem, zapowiadał, że bardzo pragnąłby stworzyć mu możliwość zagrania naprawdę niezwykłej roli. Słowa dotrzymał.
Założeniem reżysera było, by postać Billy'ego „The Great” Hope'a została ujęta w sposób jak najbardziej otwarty, wręcz brutalny – aktor miał się obywać bez dublera, planowano zastosować bardzo nieliczne efekty specjalne, nie przewidziano też maskowania trudów walki za pomocą tricków montażowych. Chodziło o maksymalne zbliżenie się do świata boksu i atmosfery bezwzględnego, prawdziwego starcia. – Przypuszczam, że powodem, dla którego zagrałem wiele zróżnicowanych ról, była obawa, iż nie dam rady ich zagrać. W tym przypadku Antoine uwierzył we mnie już lata temu i ta jego wiara dodała mi skrzydeł. Myślę, że właśnie czyjaś głęboka wiara sprawia, iż osiąga się najlepsze rezultaty – tłumaczył Gyllenhaal.
Co ciekawe, początkowo film miał mieć całkiem inny charakter. Scenariusz pisano z myślą o słynnym białym raperze Eminemie, czyli Marshallu Mathersie („8. mila”). Eminem z kolei myślał o uwspółcześnionej wersji filmu „Mistrz” („The Champ”, 1979, reż. Franco Zefirelli) z Jonem Voightem. „Mistrz” z 1979 był nową wersją oscarowego „Mistrza” z 1931, w reżyserii Kinga Vidora, z Wallacem Beerym w roli głównej. W 1949 roku i ten film został przerobiony – przez reżysera Marka Robsona; Beery'ego zastąpił Kirk Douglas. Jednak scenarzysta Karl Sutter, twórca słynnego serialu „Synowie Anarchii” („Sons of Anarchy”), nie był zachwycony tym pomysłem, mimo że temat był mu bliski, bo jego ojciec półprofesjonalnie zajmował się boksem. – Nie interesował mnie remake czy reboot. Staram się nie tworzyć tekstów przewidywalnych. Próbowałem opowiedzieć osobistą historię Marshalla i jego załamania po śmierci jego najbliższego przyjaciela, Proofa. A także poruszyć inny ważny w jego życiu temat – ojcostwa. Stąd wątek córki, bo Marshall jest bardzo mocno związany z córką Hailie Jade – tłumaczył Sutter. Jednak Eminem niemal w ostatnim momencie zrezygnował z udziału w projekcie, postanawiając skupić się nad kolejnym albumem. Ale nie zerwał więzi z filmowcami. W pierwszej scenie filmu rozlega się jego utwór „Phenomenal”. Był też producentem ścieżki dźwiękowej, która ukazała się nakładem jego wytwórni Shady Records. – Myślę, że Eminem doskonale rozumie świat boksu, bo estrada jest podobna – pełna euforii i depresji. To straszliwa emocjonalna huśtawka, coś, z czym muszą się mierzyć i bokserzy, i muzycy – mówił reżyser, który nalegał, by raper nadal angażował się w produkcję. Eminem był pierwszą osobą, której pokazano ukończony film. – To człowiek, który przeszedł przez własną ciemność – tłumaczył Fuqua. – Jeśli uzna, że ta opowieść jest wiarygodna, to znaczy, że należycie wykonałem swoją robotę.
|