PRODUKCJA

Kiedy już scenariusz był gotów i wiadomo było, że Ethana zagra Duplass, pozostał ostatni, kluczowy element układanki – kto zagra Sophie. Elisabeth Moss i Duplass od pewnego czasu planowali współpracę, nic więc dziwnego, że jej nazwisko pojawiło się jako możliwa kandydatura. Pomysł spodobał się McDowellowi.

Jedną z wielu zmyłek w filmie jest to, że fabuła przypomina z początku tradycyjny dramat opowiadający o kryzysie w małżeństwie. Oglądamy montażówkę, w której na przestrzeni lat Ethan i Sophie zwierzają się swojemu terapeucie z kryzysów, przez jakie przechodzi ich związek. Wreszcie para decyduje się na krótki wypad do położonej na odludziu posiadłości, aby odnaleźć się wzajemnie w cichym i spokojnym otoczeniu. Okolica jest nie tylko piękna, ale także niezamieszkała – Ethan i Sophie są jedynymi ludźmi w promieniu wielu mil.

Najbardziej wart zauważenia w tym filmie jest fakt, że bardzo dużo dialogów było improwizowanych, co jest dość charakterystyczne dla sposobu pracy Duplassa. – Cały czas rozmawialiśmy o tym, jak można sprawić, by film był lepszy – wyjaśniał Duplass. – Mieliśmy bardzo otwartą, chętną do współpracy grupę ludzi. McDowell ani przez chwilę nie obawiał się, czy aktorzy poradzą sobie z improwizowanymi dialogami: – Sukces improwizacji zależy od instynktu i charakteru aktorów. Gdy zebraliśmy się, pogadaliśmy i poczuliśmy się swobodnie, mogliśmy razem zrobić wszystko. Od samego początku Mark i Elisabeth świetnie sobie radzili z improwizowaniem. Nie chciałem jednak, żeby w filmie nadmiernie czuło się improwizację i na tym skupiliśmy się podczas montowania filmu z Jennifer Lilly. Chcieliśmy tak zmontować film, by miał naturalną swobodę charakterystyczną dla improwizacji, ale by nie był zależny od żartów. I aby historia, którą opowiadaliśmy, się nie rozmyła. Myślę, że udało nam się osiągnąć cel. 

Moss obawiała się nieco, jak improwizacja wpłynie na jej rolę, ale ostatecznie była bardzo zadowolona z nowego doświadczenia. – Sceny były mniej więcej w połowie improwizowane. Trochę się bałam, ale pamiętam, że kiedy powiedziałam o tym Charliemu i Markowi, ten ostatni odparł, że wszystko będzie dobrze, i że on zawsze tak pracuje. I miał rację! Rano dostawaliśmy strony z naszymi kwestiami na dany dzień, ale mieliśmy je traktować jako wskazówkę, jak rozumieć daną scenę. Przyznam, że często miałam ochotę powiedzieć swoją kwestię tak, jak była napisana. Najfajniejsze było to, że przed nagraniem danej sceny siadaliśmy razem, Mark, Charlie, Justin, Mel, nasz producent i ja, by ją omówić. Mogliśmy przedstawiać takie pomysły, na jakie mieliśmy ochotę, nawet głupie i nie było z tym problemu. Sprawdzaliśmy, czy nam to pasuje, a potem testowaliśmy inne wersje. To było twórcze.

Większość akcji toczy się w ustroniu dla par, czyli stale oglądamy te same wnętrza i plenery. Mimo to, McDowell i operator Doug Emmett zdołali sprawić, że nie odczuwamy znużenia. – Domek gościnny był dość mały, ale wiele się w nim działo – wspominał McDowell. – Spędziliśmy tam z Dougiem dużo czasu podczas przygotowań do filmu. Zrobiliśmy zdjęcia do każdej sceny. Fotografie wykorzystaliśmy przy tworzeniu storyboardu. Udało nam się znaleźć styl wizualny, który pasował do domku, świadomi wszystkich ograniczeń, jakie nam narzucał. Zdecydowaliśmy się użyć soczewek anamorficznych, podczas gdy w głównym domu pracowaliśmy z zastosowaniem soczewek sferycznych. Anamorficzne pozwoliły nam osiągnąć efekt dziwnego zaokrąglenia rogów ekranu i w ten sposób uzyskaliśmy efekt miejsca nie z tej ziemi. Aby uniknąć wrażenia, że się powtarzamy, spędziliśmy przed zdjęciami dużo czasu, szukając odpowiednich kątów i ujęć. Chciałem pokazać każdy centymetr kwadratowy tego domku. 

Mimo że film jest niezależną produkcją niskobudżetową, mamy w nim imponujące efekty specjalne, wymuszone przez scenariusz w końcowej części, kiedy Ethan i Sophie w tym samym czasie i miejscu spotykają swoich dublerów. McDowell musiał podjąć bardzo ważną decyzję, jak wprowadzić te efekty do filmu. – Nigdy nie myślałem, że już w moim pierwszym filmie będę musiał korzystać z zielonego tła, motion control i dzielonego ekranu. Mieliśmy mały, niezależny film oparty na wspaniałym pomyśle i nie chciałem psuć tego przez słabe efekty specjalne. Widziałem „Adaptację”, film, w którym było dwóch Nicolasów Cage’ów. Pomyślałem, że w każdej scenie powinniśmy mieć kosztowne, efektowne ujęcie: kiedy wszyscy czworo pojawiają się razem, albo kiedy któryś z bohaterów mija się ze swoim dublerem. Jedno takie ujęcie w każdej scenie powinno wystarczyć, by widzowie nam uwierzyli.